COVID-19 jest testem dla ludzkości – i niestety go oblaliśmy

Mem „Change My Mind” z napisem „Zasłużyliśmy na tę pandemię”

Ten tekst pierwotnie napisałem na swoim profilu na Facebooku na przełomie 18 i 19 października, ale pomyślałem, że warto wstawić go również tutaj.


Zaczynam mieć tego wszystkiego dość.

W Polsce mamy teraz po kilka tysięcy nowych przypadków COVID-19 dziennie i prawie codziennie osiągamy nowe rekordy. W ciągu najbliższych kilku dni niemal na pewno pokonamy barierę 10 tysięcy nowych przypadków dziennie Liczbę 10 000 nowych przypadków przekroczyliśmy 22 października osiągając ich 12 107.

Jako ludzkość powinniśmy działać razem i starać powstrzymać się rozprzestrzenianie wirusa, ale niestety wielu z nas jest egoistami i myśli tylko o sobie. Narzekamy, że metody walki z pandemią naruszają nasze prawa, ale zapominamy, że życie w społeczeństwie to nie tylko prawa, ale i obowiązki i odpowiedzialność. Uważamy, że problem nie istnieje, ponieważ ani my ani nasi bliscy nie są zarażeni, a tymczasem zdarza się, że ludzie umierają, bo nie ma dla nich miejsc w szpitalach.

Dodatkowo pandemię napędzają różne idiotyczne teorie spiskowe o spisku rządu, lekarzy i koncernów farmaceutycznych, 5G, Billu Gatesie i mikrochipach w szczepionkach. Przyznaję, że w rządzie przekręty i niekompetencja to żadna nowość, ale praktycznie żaden rząd nie jest na tyle głupi żeby niszczyć sobie gospodarkę bez powodu. Osoby wierzące w teorie spiskowe nie powołują się na dowody tylko na posty na jakichś dziwnych blogach i filmy pseudodokumentalne z żółtymi napisami na YouTube, a cherry-picking nie jest im obcy. Mówią „myśl samodzielnie!”, a sami łykają każdą teorię spiskową jak pelikany i bezmyślnie kopiują je jak jakieś papugi nawet przez chwilę nie zastanawiając się czy coś z tymi teoriami może być nie tak. Równie dobrze mogliby sobie kupić klawiatury na których są tylko klawisze Ctrl, C i V.

W zeszłych latach nie przypuszczałem jak wielką aferę można zrobić o kawałek tkaniny – mowa tu oczywiście o maseczkach. Wielu z nas kombinuje jak może żeby tylko nie musiało założyć „kagańca”. Pewnie znaleźliby się nawet tacy, którzy woleliby 5 lat tortur niż 5 minut noszenia maseczki. Zadaniem maseczki jest przede wszystkim chronienie przed zakażeniem innych osób przez nas (co jest szczególnie ważne jeśli przechodzimy chorobę bezobjawowo lub jeszcze nie mamy objawów), ale istnieje też hipoteza, że maseczka ograniczając ilość docierającego do nas wirusa może sprawić, że przejdziemy chorobę łagodniej. Owszem, maseczki nie są idealne – dlatego ważne są też częste mycie lub dezynfekcja rąk i zachowanie dystansu społecznego.

Ponadto wielu z nas zamiast ekspertów słucha celebrytów bez kwalifikacji medycznych oraz Grażyn i Sebiksów z Facebooka, którzy padli ofiarą efektu Dunninga-Krugera i uważają, że kilka minut przeglądania Google i YouTube’a daje większą wiedzę niż kilka lat studiów medycznych. Normalni ludzie mając zepsuty samochód idą do mechanika, a potrzebując porady prawnej idą do prawnika. Jeśli więc potrzebujemy porady medycznej, powinniśmy pójść do lekarza, a nie do fryzjerki. Oczywiście zdarza się, że eksperci się mylą, ale prawdziwi eksperci przyznają się do swoich błędów i uczą się na nich, a nie rzucają wyzwyskami i nie blokują na mediach społecznościowych gdy ktoś ośmieli się ich skrytykować.

Krótko mówiąc, powinniśmy walczyć z pandemią, a zamiast tego ułatwiamy jej zadanie. Jak powiedział Dawid Ciemięga, w tym roku wiele osób oblało egzamin z człowieczeństwa.

Uroki kupowania smartfonów na AliExpress, czyli chińska podróbka Huawei P40 Pro+

10 minut z tym szrotem wystarcza żeby odświeżyć sobie słownik przekleństw, a po kolejnych dziesięciu nauczycie się je wszystkie łączyć jeszcze na różne kreatywne sposoby.

Paweł Warzecha z kanału Mobzilla o recenzowanym przez siebie Goophonie 7 Plus – chińskiej podróbce iPhone’a 7 Plus

Do napisania tego postu skłoniło mnie kupienie przez narzeczonego mojej ciotki dla niej smartfona z AliExpress. 500 złotych po ponad 90-procentowej zniżce. Prawdziwa okazja, prawda? Miałem przyjemność konfigurować tego smartfona dla ciotki, więc podzielę się swoimi wrażeniami.

Nie muszę chyba mówić, że chyba jedyne co ten telefon ma choć trochę wspólnego z P40 Pro+ to wygląd. Są jednak pewne różnice – na przykład kroplowate wcięcie na aparat zamiast dwóch obiektywów w górnym lewym rogu ekranu i obecność gniazda słuchawkowego, którego prawdziwy P40 Pro+ nie ma. Ekran to zdecydowanie nie OLED jak w P40 Pro+, a rozdzielczość też jest niższa. Telefon obsługuje normalne karty MicroSD zamiast niestandardowych kart Nano Memory od Huaweia, które są zdecydowanie droższe od kart MicroSD, więc to na plus. Ku mojemu zaskoczeniu, podróbka ta ma gniazdo USB typu C. Więc kolejny plus.

Specyfikacja na oko wygląda ciekawie – 10-rdzeniowy procesor, 12 GB RAM-u, 512 GB miejsca na pliki i bateria 5000 mAh. To oczywiście kłamstwa – według aplikacji do testów procesor ma 4 rdzenie, a nie 10, użytkownik tak naprawdę ma do dyspozycji tylko 12 GB miejsca na pliki, a reszta jest zarezerwowana przez system, zaś bateria jak na 5000 mAh rozładowuje się zdecydowanie za szybko – bateria mojego Mi 9T Pro ma 4000 mAh i nie ma większego problemu żebym mógł ładować go co 2 dni. Nie wiem jak z RAM-em, ale według mnie na pewno nie ma 12 GB. W każdym razie aplikacje instalują się około minutę. W AnTuTu telefon zdobył tylko około 32 tysiące punktów z jakiegoś powodu kompletnie pomijając przy tym testy grafiki 3D.

Z tyłu tak jak w P40 Pro+ jest 5 aparatów, ale tylko jeden jest prawdziwy, a cała reszta to atrapy. Jeśli chodzi o aplikację aparatu, zamiast rozbudowanej aplikacji Huaweia dostajemy najzwyklejszą ubogą w funkcje androidową aplikację. Zdjęcia są przeciętnej jakości – nie jest źle, ale zdecydowanie nie jest to poziom aparatów we flagowcach. Telefon niby ma robić zdjęcia 32-megapikselowe, ale ich rzeczywista rozdzielczość wskazuje na 8 megapikseli. Filmy są nagrywane w 720p.

Do zestawu jest dołączona no-name’owa karta MicroSD o pojemności rzekomo 128 GB. Z czymś takim lepiej uważać, bo faktyczna pojemność prawdopodobnie jest znacznie mniejsza, a po jej przekroczeniu karta zacznie nadpisywać istniejące dane, co przełoży się na uszkodzenie znajdujących się już na niej plików.

Nie wiem jak będzie z tym telefonem, ale zdecydowanie nie polecam kupowania tego typu podróbek. W Polsce import takich podróbek jest średnio legalny, więc jeśli taki telefon zostanie zatrzymany w urzędzie celnym, to zostanie zniszczony, a na nas może zostać nałożona grzywna. Już lepiej dołożyć ze dwie stówy i kupić na przykład Redmi Note 8T.

Na koniec wspomnę jeszcze o Goophone’ach, czyli chińskich podróbkach iPhone’ów. Aby dowiedzieć się o nich więcej, polecam materiały Kuby Klawitera na YouTube i recenzję Pawła Warzechy z Mobzilli:

Podsumowanie wakacji

Od 14 lipca do 16 sierpnia mój warsztat terapii zajęciowej miał przerwę wakacyjną. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie, ale na szczęście się nie nudziłem.

Jedną z ciekawszych rzeczy jest to, że po raz pierwszy w życiu strzelałem z broni palnej. Nie z wiatrówki ani karabinka ASG tylko z prawdziwej broni – konkretnie z pistoletu. I od razu uspokajam – nie do ludzi ani zwierząt tylko do tarczy na strzelnicy. Z tego filmu Brzydkiego Buraka dowiedziałem się, że pod Chojnicami jest bardzo fajna strzelnica. Pojechałem tam 23 lipca. Instruktor na pierwsze strzelanie zaproponował mi 20 strzałów sportową amunicją 5,6 mm i kolejnych 20 strzałów poważniejszą amunicją 9 mm. Żeby było śmieszniej, pistolet na amunicję 5,6 mm ciągle zacinał się przez łuski blokujące się w wyrzutniku (fachowo nazywa się to chyba zakleszczeniem łuski), więc instruktor przyniósł mi drugi. Za całą zabawę zapłaciłem 102 zł (90 zł za amunicję, 10 zł za użyczenie broni i 2 zł za tarczę). Nie wiem czy to dobra cena, ale bawiłem się świetnie.

Tarcza strzelnicza z przestrzelinami po nabojach .22 LR i 9 mm

Jak na pierwszy raz chyba mi nieźle poszło, bo instruktor mnie chwalił. Strzelałem z dystansu 5, 10, 15 i 20 m, o ile dobrze pamiętam. Mniejsze i większe dziurki są odpowiednio od amunicji 5,6 i 9 mm.

Po wakacjach w moim warsztacie terapii zajęciowej niewiele się zmieniło. Schody zostały przemalowane z koloru białego na ciemnoszary, a Aniołowo (pomieszczenie w którym wspólnie jemy drugie śniadanie na przerwie, a przynajmniej jedliśmy przed pandemią) zostało przemalowane na kolor błękitny. Wszyscy uczestnicy i pracownicy są zdrowi, ale oczywiście mamy procedury żeby tak pozostało:

  • mierzenie temperatury przy wejściu przez dyżurującego instruktora oraz – w przypadku użytkowników dojeżdżających naszym busem lub dowożonych przez wynajętego przewoźnika – przed przyjazdem i odjazdem przez kierowcę,
  • dozowniki żelu do dezynfekcji rąk przy wejściu, sali ćwiczeń i toaletach,
  • codziennie dezynfekowane przyłbice dla uczestników i pracowników (można też zamiast tego korzystać z maseczek jeśli komuś jest tak wygodniej),
  • Aniołowo wyłączone z użytku – zamiast tego drugie śniadanie jemy w pracowniach,
  • zakaz chodzenia do innych miejsc niż swoja pracownia bez potrzeby.

Oprócz planowanej przerwy wakacyjnej dodatkowo od marca do maja miałem przerwę wymuszoną przez koronawirusa. A skoro już o tym mowa, jeśli jesteście uczestnikami warsztatu terapii zajęciowej albo podobnej placówki i znaleźliście się w podobnej sytuacji, do 4 września możecie wycyganić trochę kasy (do 1500 zł) od PFRON-u. Zostało Wam więc tylko parę dni, więc radzę się pośpieszyć. Nie musicie przy tym nigdzie wychodzić – wniosek możecie złożyć przez Internet za pośrednictwem Systemu Obsługi Wspacia.

No, to do następnego razu.

Aktualizacja (5 września 2020 r.): PFRON wydłużył termin składania wniosków o których pisałem wyżej do 15 października. Oznacza to, że macie jeszcze nieco ponad miesiąc na wycyganienie pieniędzy uzyskanie dofinansowania jeśli koronawirus przerwał Wasze zajęcia terapeutyczne.

Pandemia dezinformacji – obalanie mitów i półprawd na temat COVID-19

Jeśli ktoś jeszcze jakimś cudem nie zauważył, mamy obecnie pandemię choroby COVID-19 wywołanej koronawirusem SARS‑CoV‑2. A ponieważ żyjemy w czasach gdzie mamy pełno osób, które wierzą, że szczepionki są przyczyną wszystkich problemów zdrowotnych znanych ludzkości, Ziemia jest płaska, a substancje rozcieńczane w nieskończoność mają cudowne właściwości lecznicze, naturalnie pojawił się szereg teorii spiskowych i nieprawdziwych informacji o tej chorobie. Nieprawdziwe informacje o pandemii mogą być gorsze w skutkach niż sama pandemia, więc postanowiłem, że się tym zajmę.

Oczywiście będę linkował źródła, ale te rzetelne, a nie filmiki na YouTube, artykuły na foliarskich stronach takich jak Natural News, Odkrywamy Zakryte, Tajne Archiwum Watykańskie i inne tego typu bzdury.

Czytaj dalej

VAERS *nie* jest dowodem na to, że szczepionki są niebezpieczne

Zrzut ekranu strony internetowej VAERS z zaznaczoną informacją, że zgłoszenia niepożądanych odczynów poszczepiennych nie muszą oznaczać, że zdarzenie zostało spowodowane przez szczepionkę
Zrzut ekranu ze strony głównej wyszukiwarki VAERS. Na czerwono zaznaczyłem fragment którego ruchy antyszczepionkowe najwyraźniej nie czytają.

VAERS (Vaccine Adverse Event Reporting System) jest funkcjonującym w Stanach Zjednoczonych systemem zgłaszania niepożądanych zdarzeń poszczepiennych. Ruchy antyszczepionkowe uwielbiają wykorzystywać go jako dowód na szkodliwość szczepień. Zapominają jednak o dość istotnym szczególe – choć VAERS jest użytecznym narzędziem, zgłoszenie może dodać każdy, więc z ich rzetelnością może być różnie. Poniżej zamieściłem wybrane zgłoszenia do VAERS. Pochodzą one z tej grafiki. Przy części z nich faktycznie winna mogła być szczepionka, a przy innych to po prostu niemożliwe – szczepionki raczej nie powodują oparzeń słonecznych ani chorób przenoszonych drogą płciową.

Jak przeglądać zgłoszenia na VAERS?

  1. Wejdź na stronę https://wonder.cdc.gov/vaers.html
  2. Przewiń na dół i kliknij przycisk „I Agree” aby potwierdzić zapoznanie się z tym tekstem, którego ruchy antyszczepionkowe najwyraźniej nie czytają
  3. Kliknij przycisk „VAERS Report Details*”
  4. Wpisz lub wklej w pole tekstowe 6-cyfrowy identyfikator zgłoszenia (nie trzeba dodawać końcówki „-1”) i kliknij przycisk „Event Details” aby wyświetlić zgłoszenie
  5. Aby wyświetlić kolejne zgłoszenie, kliknij kartę „New Report” na górze lub użyj przycisku „wstecz” przeglądarki

Wybrane zgłoszenia do VAERS

ZdarzenieIdentyfikator(y) VAERS
Upadek na pośladek435009-1
Rany mózgowe na skutek wypadku drogowego168749-1
Uszkodzenie włosów na skutek niewłaściwego użycia rozjaśniacza do włosów317028-1
317041-1
Tyrada na temat wojny psychologicznej655054-1
Utonięcie331195-1
Porażenie prądem przez prostownicę do włosów362181-1
Agresywne zachowanie w szkole (zaatakowanie dwóch uczniów)403086-1
Odmrożenie284528-1
445416-1
Opryszczka narządów płciowych306735-1
383333-1
Syndrom wojny w Zatoce614113-1
798231-1
Rana postrzałowa529681-1
591741-1
Zmiana koloru brody549470-1
Czkawka754335-1
Wysypka spowodowana roztoczami156190-1
156191-1
Zatrucie szkodliwymi oparami733643-1
Celowe przedawkowanie leków683513-1
Utrata pamięci po spożyciu alkoholu, a następnie zdiagnozowana opryszczka i kiła726940-1
Przedawkowanie metamfetaminy i fentanylu678378-1
Wypadek drogowy308661-1
367379-1
Zabójstwo173746-1
222119-1
Kardiomiopatia rozstrzeniowa oraz nadmierny trening na bieżni (pacjent znaleziony nieprzytomny)459641-1
Uszkodzenie skóry po tym jak pacjent zrobił sobie tatuaż po otrzymaniu szczepionki przeciw ospie prawdziwej535735-1
Samodzielne podanie sobie szczepionki przeciw grypie po tym jak pacjent wyrwał ją z ręki farmaceucie784101-1
Pozytywny wynik badania na obecność opiatów484094-1
Erekcja po otrzymaniu szczepionki przeciw grypie541193-1
Uraz podczas gry w dwa ognie355568-1
Uraz podczas gry w piłkę nożną356191-1
427253-1
Myśli samobójcze po rozstaniu z chłopakiem678379-1
Oparzenia słoneczne201542-1
398930-1
457294-1
745480-1
Pozytywny wynik badania na obecność chorób przenoszonych drogą płciową338685-1

Wrażenia z wyjazdu do Ciechocinka jak dotąd

Jeśli śledzicie mnie na Facebooku, wiecie pewnie, że wczoraj pojechałem ze swoim warsztatem terapii zajęciowej do Ciechocinka na dwa tygodnie. Jestem w Centrum Niezależnego Życia „Sajgon”. Udało mi się wynegocjować niezły pokój – jest balkon i łazienka, i to nie taka mikroskopijna jak w Krynicy Morskiej. Jest też Wi-Fi, ale u mnie w pokoju jest ono nieużywalne z powodu słabej siły sygnału, więc muszę ratować się hotspotem z telefonu. Mamy też do dyspozycji kilka komputerów.

Plan dnia mamy następujący:

  • 9:00: śniadanie
  • 9:40: pół godziny gimnastyki
  • 10:45: jazda konna (mnie nie dotyczy, bo jestem dość duży chłop)
  • 13:00: obiad
  • 13:45: basen solankowy (tylko we wtorki, środy i czwartki)
  • 16:00: zabiegi (mnie nie dotyczą, bo fizycznie nic mi nie dolega)
  • 18:00: kolacja

Gimnastyka jest troszeczkę męcząca, ale nie jest źle. Basen solankowy jest fajny – słona woda ma lepszą siłę wyporu niż ta „zwykła” i raczej trzeba się nieźle postarać aby się tam utopić.

Tablice informacyjne w ośrodku z basenem solankowym

Ogólnie jest fajnie, ale raczej następnym razem bym nie pojechał. Dlaczego? Dwa powody:

  1. Wolę wyjazdy na których mogę robić co chcę,
  2. 12 dni to jednak za dużo.

No i znowu odzywa się katar sienny, ale w lokalnej aptece kupiłem Allegrę, więc może nie zakicham się na śmierć.

Scan&Go – skanowanie zakupów smartfonem

Plansza z napisem „Scan&Go – kupuj szybko i wygodnie”

Scan&Go to usługa oferowana przez sklepy Carrefour. Polega ona na tym, że podczas zakupów dodajemy produkty do listy zakupów w aplikacji na smartfona skanując ich kody kreskowe, a po zakończeniu zakupów zamiast kłaść wszystkie produkty na taśmę, dajemy kasjerowi do zeskanowania kod kreskowy wyświetlony na ekranie smartfona. Potem płacimy jak nam się podoba – gotówką, kartą lub portfelem elektronicznym Masterpass. Ta usługa funkcjonuje już od jakiegoś czasu, ale mój lokalny Carrefour wprowadził ją stosunkowo niedawno. Miałem więc okazję ją przetestować.

Trochę się bałem, że za pakowanie zakupów do własnej torby przyczepi się do mnie ochrona, więc zapytałem mój sklep na Facebooku czy akceptują paradowanie z własnymi torbami czy siatkami i dostałem odpowiedź twierdzącą. No i faktycznie nie spotkały mnie żadne przykre niespodzianki za pakowanie zakupów do torby.

Aby korzystanie ze Scan&Go było możliwe w dziale z owocami i warzywami, pojawiła się tam waga dla klientów – stawia się na niej produkty, naciska przycisk z obrazkiem produktu, a waga wypluwa naklejkę z ceną, wagą i kodem kreskowym, który aplikacja rozpozna bez problemu. Pieczywo też kupimy ze Scan&Go – biorąc na przykład bułki wystarczy zeskanować kod kreskowy przy cenie i wybrać liczbę bułek.

Oczywiście może czasem zdarzyć się jakiś cwaniak, który włoży coś po cichu do torby nie skanując tego. Pewnie dlatego system może poprosić aby pokazać kasjerowi wybrane produkty z listy. Z tego co wiem, gdy korzystamy z usługi Scan&Go pierwszy raz, zawsze musimy pokazać kasjerowi któryś produkt.

Ogólnie Scan&Go to bardzo fajne i nowoczesne rozwiązanie. Przyda się zwłaszcza gdy wybieramy się na jakieś grubsze zakupy na które musimy zabrać wózek. Dzięki temu nie trzeba przekładać produktów na taśmę i z powrotem do wózka, a zatem ani Wy ani kasjer nie musicie nic dźwigać.

Wczorajsza prezentacja Apple

Ostatni wpis na blogu dodałem wieki temu, więc pora wreszcie coś napisać. Wczoraj Apple zaprezentowało swoje najnowsze rewolucyjne produkty. Oczywiście internetowe przecieki się potwierdziły. Zatem co nowego?

  • Apple Watch Series 4, który przyniósł rewolucję w postaci większego ekranu. Fajnym dodatkiem jest jednak elektroda umożliwiająca wykonywanie EKG. Nowy Apple Watch potrafi też ostrzegać o nienormalnej pracy serca. Przydatna rzecz.
  • Najważniejszy punkt programu, czyli nowe iPhone’y: iPhone XS i XS Max (ten drugi to powiększona wersja tego pierwszego). Są to najbardziej zaawansowane iPhone’y jakie stworzyło Apple – przynajmniej do przyszłego roku gdy Apple stworzy jeszcze bardziej zaawansowane iPhone’y. Nowości w nowych iPhone’ach to wyższy stopień wodoodporności (IP68 zamiast IP67), lepsze podzespoły, lepsze aparaty i kolejna innowacja w postaci Dual SIM. Nudy. No i doszła opcja 512 GB. Za to ulepszone funkcje rozszerzonej rzeczywistości są naprawdę imponujące. Wcięcie na ekranie wciąż jest. Ceny na polskiej stronie Apple: od 4979 zł za iPhone’a XS i od 5479 zł za iPhone’a XS Max. Najdroższa wersja tego drugiego to koszt „tylko” 7219 zł.
  • Jest też trzeci iPhone. Jest to iPhone XR, czyli uboższa wersja wspomnianych wcześniej modeli – ma ekran LCD zamiast OLED-u, nie obsługuje 3D Touch i ma tylko jeden tylny aparat. Ma to być tańsza wersja iPhone’ów XS i XS Max. iPhone XR faktycznie jest od nich tańszy, ale niestety wciąż drogi – na polskiej stronie Apple ceny zaczynają się od 3729 zł.

No, to tyle. Ciekawe co Apple zaprezentuje w przyszłym roku. A tak poza tym, WordPress planuje wypuścić nowy edytor o nazwie Gutenberg. Jakoś mnie on nie przekonuje i na razie zostanę przy starym.

LG G5 1,5 roku później

Od około półtora roku jestem właścicielem smartfona LG G5. Od tego czasu telefon ten zyskał dwóch następców – G6 i G7 ThinQ. Pomyślałem, że podzielę się kilkoma informacjami i wrażeniami z używania G5 przez ten czas. Oto one:

  • Szkło na ekranie jest dość cienkie i mocniejsze naciśnięcie powoduje powstawanie charakterystycznych fal.
  • LG G5 ma problem z powidokami, czyli słabo widocznymi fragmentami obrazu, które były wyświetlane na ekranie kilka minut wcześniej. Nie przeszkadza to w korzystaniu z telefonu, ale troszeczkę irytuje. Problem widać na tym filmie (zwróćcie uwagę na pozostałości po pasku stanu i przyciskach nawigacyjnych). Na szczęście jednym ze sposobów na obejście tego problemu jest zainstalowanie aplikacji Night Screen i ustawienie w niej jasności na około 80%.
  • Czas działania na baterii mógłby być lepszy. Gdy używam tego telefonu nieco bardziej intensywnie, czasami muszę podłączać go do ładowarki w trakcie dnia.
  • Telefon potrafi się dość konkretnie nagrzać.
  • GPS nie jest idealny i potrzebuje około minuty albo dwóch aby ustalić naszą dokładną pozycję.
  • Wygląda na to, że w Polsce G5 nie dostanie aktualizacji do Androida Oreo, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Zapytałem o to na polskiej stronie LG na Facebooku i dostałem następującą odpowiedź:
Komentarz LG Polska na Facebooku o treści „Przemysławie, na chwilę obecną nie jest planowana aktualizacja dla tego modelu”
  • Aparat w LG G5 jest bardzo dobry, ale raczej przegrywa z aparatami w najnowszych flagowych Samsungach. Szerokokątny aparat to świetna sprawa, choć zdjęcia nim wykonane są trochę mniej szczegółowe niż te zrobione głównym aparatem. Trochę brakuje trybu manualnego dla filmów, który można znaleźć w G6 i G7 ThinQ.
  • System działa sprawnie. Jedynie przy szybkim wciskaniu przycisku „wstecz” potrafi przyciąć.
  • 32 GB wbudowanej pamięci niektórym może nie wystarczyć. Na szczęście LG G5 obsługuje karty MicroSD o pojemności do 2 TB.
  • Czytnik linii papilarnych jest celny, choć czasem trzeba powtarzać skany. Sporadycznie zdarza mu się nie rozpoznać palca pięć razy z rzędu, przez co trzeba odblokowywać telefon wpisując hasło. Z szybkością mogłoby być lepiej, bo odblokowanie telefonu odciskiem palca trwa około pół sekundy, a czasami ten czas dochodzi nawet do sekundy.

Czy warto kupić LG G5 w 2018 roku? Być może, ale jego następca (LG G6) od czasu premiery bardzo mocno staniał i można dostać nowy egzemplarz za mniej niż 1500 zł. Sami zdecydujcie.

Dni Kwidzyna 2018

Od 15 do 17 czerwca obchodzimy Dni Kwidzyna, czyli coroczną imprezę masową odbywającą się na stadionie miejskim w naszym mieście. Atrakcji tam nie brakuje – koncerty, jedzenie, sklepy z balonikami i zabawkami (znalazły się nawet pikselowe miecze z Minecrafta, oczywiście typu „made in China”, a nie te oficjalne), miejsca zabaw dla dzieci, lunapark… Program tegorocznej imprezy znajdziecie na stronie mojego miasta jeśli jesteście ciekawi. Wczoraj się tam wybrałem i zrobiłem trochę fotek, które możecie obejrzeć poniżej.

Przy okazji wypróbowałem tam swojego skilla strzeleckiego przy stoisku gdzie strzela się z wiatrówki do tarczy i dostaje za to nagrody. Cena jest tam trochę kosmiczna, bo aż 15 zł za trzy strzały. Po przeliczeniu używając bardzo zaawansowanej matematyki daje nam to 5 zł za strzał. Nawet normalne strzelnice na których strzela się z prawdziwej broni palnej do której naboje są droższe niż śrut do wiatrówki liczą sobie mniej za jeden strzał (oczywiście w zależności od rodzaju amunicji). Tak czy owak, chyba mi nieźle poszło.

Tarcza strzelnicza z przestrzelinami w obszarach sześciu, ośmiu i dziewięciu punktów

Pierwszy strzał (ten w szóstkę) był trochę mniej udany, bo wykorzystałem go aby „wyczuć” wiatrówkę. W przeciwieństwie do mojego chińskiego złomu ta wiatrówka wydawała się porządna – miała światłowodowe przyrządy celownicze i nawet nie najgorszego kopa. Na pewno mógłbym poprawić swój wynik, ale płacąc 15 zł za każdą próbę raczej nie warto. Moja nagroda była warta raczej mniej niż 15 zł, ale przynajmniej mogłem sobie trochę postrzelać.

Odkąd zacząłem pomagać przy stronie internetowej mojego miasta, jestem nieco bardziej zorientowany co się u nas dzieje, więc zawsze jest to jakiś plus. W ogóle jest to układ „win-win” – Urząd Miasta ma dodatkową parę rąk do pracy, mój warsztat terapii zajęciowej dostaje kasę od Urzędu Miasta, a ja mam coś do roboty. Wszyscy zadowoleni. 🙂