10 minut z tym szrotem wystarcza żeby odświeżyć sobie słownik przekleństw, a po kolejnych dziesięciu nauczycie się je wszystkie łączyć jeszcze na różne kreatywne sposoby.
Paweł Warzecha z kanału Mobzilla o recenzowanym przez siebie Goophonie 7 Plus – chińskiej podróbce iPhone’a 7 Plus
Do napisania tego postu skłoniło mnie kupienie przez narzeczonego mojej ciotki dla niej smartfona z AliExpress. 500 złotych po ponad 90-procentowej zniżce. Prawdziwa okazja, prawda? Miałem przyjemność konfigurować tego smartfona dla ciotki, więc podzielę się swoimi wrażeniami.
Nie muszę chyba mówić, że chyba jedyne co ten telefon ma choć trochę wspólnego z P40 Pro+ to wygląd. Są jednak pewne różnice – na przykład kroplowate wcięcie na aparat zamiast dwóch obiektywów w górnym lewym rogu ekranu i obecność gniazda słuchawkowego, którego prawdziwy P40 Pro+ nie ma. Ekran to zdecydowanie nie OLED jak w P40 Pro+, a rozdzielczość też jest niższa. Telefon obsługuje normalne karty MicroSD zamiast niestandardowych kart Nano Memory od Huaweia, które są zdecydowanie droższe od kart MicroSD, więc to na plus. Ku mojemu zaskoczeniu, podróbka ta ma gniazdo USB typu C. Więc kolejny plus.
Specyfikacja na oko wygląda ciekawie – 10-rdzeniowy procesor, 12 GB RAM-u, 512 GB miejsca na pliki i bateria 5000 mAh. To oczywiście kłamstwa – według aplikacji do testów procesor ma 4 rdzenie, a nie 10, użytkownik tak naprawdę ma do dyspozycji tylko 12 GB miejsca na pliki, a reszta jest zarezerwowana przez system, zaś bateria jak na 5000 mAh rozładowuje się zdecydowanie za szybko – bateria mojego Mi 9T Pro ma 4000 mAh i nie ma większego problemu żebym mógł ładować go co 2 dni. Nie wiem jak z RAM-em, ale według mnie na pewno nie ma 12 GB. W każdym razie aplikacje instalują się około minutę. W AnTuTu telefon zdobył tylko około 32 tysiące punktów z jakiegoś powodu kompletnie pomijając przy tym testy grafiki 3D.
Z tyłu tak jak w P40 Pro+ jest 5 aparatów, ale tylko jeden jest prawdziwy, a cała reszta to atrapy. Jeśli chodzi o aplikację aparatu, zamiast rozbudowanej aplikacji Huaweia dostajemy najzwyklejszą ubogą w funkcje androidową aplikację. Zdjęcia są przeciętnej jakości – nie jest źle, ale zdecydowanie nie jest to poziom aparatów we flagowcach. Telefon niby ma robić zdjęcia 32-megapikselowe, ale ich rzeczywista rozdzielczość wskazuje na 8 megapikseli. Filmy są nagrywane w 720p.
Do zestawu jest dołączona no-name’owa karta MicroSD o pojemności rzekomo 128 GB. Z czymś takim lepiej uważać, bo faktyczna pojemność prawdopodobnie jest znacznie mniejsza, a po jej przekroczeniu karta zacznie nadpisywać istniejące dane, co przełoży się na uszkodzenie znajdujących się już na niej plików.
Nie wiem jak będzie z tym telefonem, ale zdecydowanie nie polecam kupowania tego typu podróbek. W Polsce import takich podróbek jest średnio legalny, więc jeśli taki telefon zostanie zatrzymany w urzędzie celnym, to zostanie zniszczony, a na nas może zostać nałożona grzywna. Już lepiej dołożyć ze dwie stówy i kupić na przykład Redmi Note 8T.
Na koniec wspomnę jeszcze o Goophone’ach, czyli chińskich podróbkach iPhone’ów. Aby dowiedzieć się o nich więcej, polecam materiały Kuby Klawitera na YouTube i recenzję Pawła Warzechy z Mobzilli: