Jeśli korzystasz z komputera z zainstalowanym Windowsem 10, prawdopodobnie pewnego dnia zostałeś przywitany takim komunikatem:
Programy komputerowe mają swój cykl życia i prędzej czy później przychodzi moment, gdy producent kończy ich rozwój, a na miejsce starych programów przychodzą nowe. Tym razem nadszedł czas na Windowsa 10, którego wsparcie zakończy się 14 października 2025 roku, a więc już za mniej niż rok. Problem w tym, że Microsoft postanowił utrudnić nam życie wymyślając sobie dodatkowe wymagania dla Windowsa 11 – obsługę Secure Boot i Trusted Platform Module (TPM) 2.0 oraz konieczność korzystania z „kompatybilnego” procesora. Niestety tych wymagań może nie spełniać nawet 240 milionów komputerów, które najwyraźniej według Microsoftu powinny trafić na śmietnik – nawet jeśli mają raptem kilka lat. Mamy więc trzy grupy ludzi: ci, których komputer spełnia wymagania Windowsa 11 i chcą wykonać aktualizację lub już to zrobiły, ci, których komputer spełnia wymagania, ale z różnych powodów nie chcą wykonać aktualizacji oraz ci, których komputer nie spełnia wymagań Windowsa 11. Osoby należące do dwóch ostatnich grup mają do wyboru kilka możliwości, które wymieniłem poniżej. Jako ściągawka podczas pisania tego postu służył mi ten film Christophera Barnatta z kanału ExplainingComputers.
- Kontynuowanie korzystania z Windowsa 10 – system po 14 października 2025 roku nie przestanie nagle działać i wciąż będzie można z niego normalnie korzystać. Jeśli jednak zostanie odkryta jakaś poważna luka, która może zostać wykorzystana przez hakerów (na przykład możliwość zdalnego wykonania jakiegoś złośliwego kodu, który kradnie lub kasuje pliki), Microsoft nic z tym nie zrobi. I nie, program antywirusowy nie zastąpi aktualizacji systemu, ponieważ jego zadaniem jest ochrona przed złośliwymi plikami, a nie błędami w systemie. Producenci oprogramowania zazwyczaj przestają aktualizować swoje programy na niewspieranych już systemach operacyjnych (tak jak to miało miejsce choćby w przypadku Firefoksa, Chrome’a i Steama), więc korzystanie z tych programów też może stać się ryzykowne.
- Odłączenie komputera od Internetu – w ten sposób system nawet po zakończeniu wsparcia będzie chroniony przed zagrożeniami z zewnątrz, ale oczywiście nie przed nami samymi. Choć to wyjście nie jest aż tak głupie, jak się wydaje, bo ma pewne zastosowania, raczej nie będzie odpowiednim wyborem dla większości osób.
- Skorzystanie z programu rozszerzonych aktualizacji zabezpieczeń (Extended Security Updates/ESU) – jest to płatny program, w ramach którego aktualizacje zabezpieczeń dla Windowsa 10 będą oferowane jeszcze przez 3 kolejne lata. Dotychczas taki program był dostępny tylko dla firm, ale teraz mogą z niego skorzystać również użytkownicy domowi i placówki edukacyjne. Jest tylko taki problem, że co rok opłata za udział w programie ulega podwojeniu. Ceny za kolejne lata dla placówek edukacyjnych wynoszą 1, 2 i 4 dolary (w sumie 7 dolarów) za każde urządzenie, a dla firm 61, 122 i 244 dolary (w sumie 427 dolarów) za każde urządzenie. W dniu publikacji tego postu Microsoft nie ujawnił jeszcze cen dla użytkowników domowych, ale miejmy nadzieję, że będą one zbliżone bardziej do cen dla placówek edukacyjnych.
- Instalowanie łatek innych firm – ciekawą usługą jest tutaj 0patch, która zamierza zapewniać łatki dla Windowsa 10 przez co najmniej 5 lat po zakończeniu wsparcia. 0patch działa na zasadzie „mikrołatek”, które wysyłają instrukcje do procesora, aby zastępować wrażliwe części kodu uruchomionych aplikacji i nie ruszają plików systemowych. Korzystanie z usługi kosztuje 29,95 € rocznie dla osób prywatnych i 34,95 € rocznie dla firm (uwaga: ceny te nie uwzględniają podatków, więc trzeba będzie dodać do nich choćby VAT). Jest też darmowa wersja, która oferuje tylko łatki typu zero-day, czyli takie chroniące przed błędami, które nie zostały jeszcze oficjalnie naprawione przez producenta i nie bardzo się nada do korzystania z Windowsa 10 po zakończeniu wsparcia przez Microsoft.
- Korzystanie z wersji Long-Term Servicing Channel (LTSC) – jest to wersja Windowsa, która ma dłuższy okres wsparcia (Windows 10 Enterprise LTSC 2021 na przykład będzie wspierany do 12 stycznia 2027 roku), ale nie są w niej dodawane ani zmieniane funkcje. Docelowo jest przeznaczona dla urządzeń odpowiedzialnych za bardzo konkretne zadania i niewymagających zmian w funkcjach – są to na przykład urządzenia medyczne, odpowiedzialne za kontrolowanie procesów produkcyjnych w przemyśle lub kierujące ruchem lotniczym albo tablice reklamowe. Nie jest to więc wersja specjalnie przeznaczona do typowego domowego zastosowania. Licencje na wersje LTSC są też droższe od licencji na „zwykłe” wersje Windowsa.
- Zastosowanie „sztuczki” umożliwiającej instalację Windowsa 11 na niewspieranych urządzeniach – „sztuczka” ta polega na dodaniu do rejestru wpisu, którego obecność powoduje ominięcie sprawdzania obecności TPM 2.0 (wciąż trzeba jednak mieć TPM w wersji co najmniej 1.2) i modelu procesora podczas instalacji Windowsa 11. Została opisana również na stronie Microsoftu i poprowadził po niej krok po kroku Christopher Barnatt z kanału ExplainingComputers. Windowsa 11 w taki sposób raczej powinno się instalować od zera – zaktualizowanie istniejącej instalacji Windowsa 10 jest możliwe, ale istnieje jakieś ryzyko utraty danych i nie ma gwarancji, że zadziała. Choć Microsoft udostępnił wskazówki, jak zainstalować Windowsa 11 na niewspieranym sprzęcie, nie zaleca tego robić. Ja w ten sposób zainstalowałem od zera Windowsa 11 na komputerze kupionym w 2015 roku i działa bez problemów, ale na wszelki wypadek mówię, że robicie to na własne ryzyko. Ponadto taka nieoficjalna instalacja może być nie najlepszym wyborem dla firm, które muszą dbać o legalność swojego oprogramowania bardziej niż użytkownicy domowi.
- Zainstalowanie innego systemu operacyjnego – na przykład jakiejś dystrybucji Linuksa. Wiele z nich jest darmowych, szanuje prywatność użytkownika bardziej niż Windows i działa przyzwoicie nawet na starszych komputerach. Dobrym wyborem dla osób, które jeszcze nie miały do czynienia z Linuksem, może być na przykład Linux Mint albo Zorin OS. Wśród innych popularnych dystrybucji Linuksa można znaleźć między innymi Ubuntu, Debiana, Fedorę albo Manjaro. Linux może jednak nie być dobrym wyborem dla osób, które potrzebują programów dostępnych jedynie na Windowsie, choć dzięki programom takich jak Wine możliwe jest uruchomienie niektórych windowsowych aplikacji w Linuksie, a część programów ma swoje linuksowe lub przeglądarkowe odpowiedniki. Inną alternatywą może być bardziej oparty na chmurze Chrome OS Flex lub jego pochodna FydeOS. Na obu systemach możliwe jest uruchamianie aplikacji linuksowych, a na FydeOS dodatkowo również aplikacji na Androida.
Jak widać, wybór możliwości jest całkiem spory i każdy powinien znaleźć coś, co mu pasuje. Osobiście niestety nie mogę niczego doradzić, bo każdy jest w innej sytuacji i ma inne potrzeby. Do 14 października 2025 roku zostało jeszcze trochę czasu, więc wciąż można to sobie na spokojnie przemyśleć.