Od 26 do 28 kwietnia byłem na wycieczce w Pradze ze swoim warsztatem terapii zajęciowej i WTZ w Dzierzgoniu. Trochę późno piszę ten post, bo w międzyczasie zdążyłem jeszcze ponownie pojechać do Krynicy Morskiej. Nie ma sensu pisać drugiego postu na ten temat, bo musiałbym skopiować i wkleić większość poprzedniego. Podzielę się za to szybkimi faktami:
- Byłem w innym pokoju niż w zeszłym roku, ale pokój był niemal identyczny – łącznie z łazienką dla krasnoludów.
- Pogoda była zdecydowanie lepsza niż poprzednio. Popsuła się dopiero gdy byliśmy gdzieś przed Malborkiem w drodze do domu.
- Było ognisko i dyskoteka. Na ognisku pomogłem znieść i wnieść koleżankę, która porusza się na wózku inwalidzkim, bo nie było tam żadnego podjazdu – tylko schody.
Ogólnie wyjazd był udany, ale wróćmy do Pragi.
Dzień pierwszy: nocleg w Kudowie-Zdroju
Pierwszy dzień wycieczki nie był szczególnie ekscytujący. Rano wyruszyliśmy z Kwidzyna. Podróż minęła mi całkiem szybko. Gdzieś tak późnym popołudniem dotarliśmy do Kudowy-Zdroju – takiego miasta uzdrowiskowego tuż przy granicy z Czechami. Tam naszym miejscem zakwaterowania był hotel Gwarek. Wystrój tego hotelu przypomina czasy PRL-u, a sam hotel jest całkiem w porządku – ma windy (takie typowo blokowe, znane jako dźwigi osobowe), przyzwoite pokoje i Wi-Fi. Dużo się nie działo – zjedliśmy obiadokolację, poszliśmy na spacer do Parku Zdrojowego (na pijalnię niestety się nie załapaliśmy, bo była już zamknięta) i poszliśmy spać.
Dzień drugi: Praga
Po śniadanku przekroczyliśmy czeską granicę i po kilku godzinach dotarliśmy do Pragi. I tu na wstępie trochę ponarzekam. Prowadzili nas jak w przedszkolu – parami. Rozumiem, osoby niepełnosprawne, ale troszeczkę mnie to irytowało. Do tego ciągłe rozkazy typu „stój” i „idź”, brak możliwości zrobienia zdjęć ze względu na ciągły ruch i wszyscy byliśmy w jednej dużej grupie, bo podzielenie wycieczki na mniejsze i łatwiejsze do opanowania grupy najwyraźniej jest zbyt nudne. Dobra, do rzeczy.
Tego dnia zwiedzaliśmy Hradczany. Tam po podziwianiu widoków udaliśmy się do zamku królewskiego obejrzeć Złotą Bramę i Katedrę św. Wita. A ponieważ mam paszport Polsatu legitymację rencisty, załapałem się na darmowy bilet. Mieliśmy zobaczyć Fontanny Krzyżykowe, ale podobno jacyś „inteligenci” nalali tam płynu do mycia naczyń albo czegoś podobnego i fontanny były nieczynne, bo trzeba to posprzątać. Zwiedziliśmy też Złotą Uliczkę i zrobiliśmy sobie przerwę w kawiarni przy Pałacu Lobkowicza. Następnie w pośpiechu przeszliśmy przez park przy Pałacu Wallensteina, bo niedługo mieli zamykać. No cóż. Ostatnim punktem tego dnia był Most Karola.
Po dniu pełnym zwiedzania trzeba było gdzieś przenocować. Pewnie myślicie, że nocowaliśmy w hotelu Jasmin, tak jak planowaliśmy. A guzik! Nocowaliśmy w jakimś akademiku o nazwie Wolha! To był jakiś kiepski żart – bałagan przy przydzielaniu pokoi, jedna łazienka na dwa pokoje, a na obiadokolację takie sobie purée z kurczakiem i Kofolą do popicia. Kofola to taka popularna w Czechach cola. Mimo że da się wypić, smak mi niezbyt odpowiada (chyba anyż mi nie smakuje) i raczej zostanę przy Coca-Coli i Pepsi. Z drugiej strony, pokoje nie były złe i była winda. Dało się przenocować.
Dzień trzeci: Pragi ciąg dalszy i powrót do Polski
Śniadanie było nieco lepsze niż obiadokolacja, chociaż chleb smakował trochę dziwnie. Po opuszczeniu wątpliwej jakości miejsca noclegu udaliśmy się na godzinny rejs po Wełtawie. Po tym udaliśmy się do centrum Pragi, gdzie mieliśmy trochę czasu wolnego. Podczas zakupów korzystaliśmy trochę z mojej karty płatniczej, bo bank nie obciążał mnie opłatami za transakcje za granicą. Po wszystkim opuściliśmy Pragę i pojechaliśmy do Skalnego Miasta (o, tutaj). Były tu już napisy po polsku i można było nawet płacić złotówkami w lokalnych sklepikach. Niestety był to już koniec zabawy w Czechach i pojechaliśmy do Polski. Tam w godzinach wieczornych ponownie odwiedziliśmy hotel Gwarek, ale tylko po to aby zjeść obiadokolację, po której ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Dzień czwarty: podróż do domu
Nie było kolejnego noclegu – noc spędziliśmy jadąc do domu. Ponieważ kierowcy o szóstej rano kończyli pracę i musieli sobie zrobić 9-godzinną przerwę, jechaliśmy autostradami i zatrzymaliśmy się tylko parę razy. Do domu dotarliśmy około czwartej rano.
Końcowe wrażenia: wycieczka na plus, organizacja na minus. Mimo niedociągnięć warto było odwiedzić kolejny kraj. Jeśli planujecie jakiś wypad do Pragi, to zachęcam, bo warto.