
W zeszłym tygodniu byłem na kolejnej wycieczce – tym razem w Szczecinie. Dlaczego? Mój kuzyn się ożenił, a jego wybranka mieszka właśnie w Szczecinie. A że miasto leży przy granicy z Niemcami, skorzystaliśmy z okazji i wyskoczyliśmy jeszcze na jeden dzień do Berlina.
Podróż z Kwidzyna do Szczecina była dość długa, ale nie tak długa jak autokarem do Końskowoli. Nie muszę chyba mówić, że nocą i w deszczu jedzie się tak sobie. Wyjechaliśmy w piątek po południu i dotarliśmy wieczorem. Nie zwiedzaliśmy Szczecina, ale z tego co widziałem, miasto to jest całkiem w porządku. Pewną ciekawostką jest fakt, że część sygnalizacji świetlnych ma liczniki, które pokazują za ile sekund zmienią się światła.
Obiektem w którym nocowaliśmy był hotel ibis budget przy ul. Profesora Ludwika Janiszewskiego 2. Mimo słowa „budget” w nazwie hotel ten jest całkiem niezły (ma Wi-Fi, windę i drzwi do pokoi otwierane kartą). Słowo to odnosi się raczej do skromnego wyposażenia pokoi (skromnego, ale bez przesady – telewizory i łazienki na przykład są). Trochę tylko przeszkadzało jedno gniazdko elektryczne na cały pokój (dwa jeśli liczyć to w łazience).
W sobotę pojechaliśmy wynajętym autobusem na ślub do Krajnika Górnego (niewielkiej wsi blisko granicy z Niemcami. Co ciekawe, Krajnik Górny jest położony na południe od Krajnika Dolnego). Kierowca tego autobusu chyba nie bardzo wiedział co robi (sprawdzałem trochę Mapy Google i wynikło z tego, że pojechał jakąś dziwną trasą), więc się trochę spóźniliśmy, ale ksiądz był wyrozumiały i poczekał. Jak był ślub, to oczywiście musiało być też wesele (jeśli ktoś ze Szczecina to czyta i szuka lokalu na wesele, to na którym byłem odbyło się w Starym Folwarku w Ustowie. Według mnie bardzo fajny lokal). Jako introwertyk nie bardzo nadaję się na takie imprezy, ale nie było źle, choć około północy zaczynałem już mieć trochę dość. Niedziela to już tylko poprawiny.

Autor: Leigh984; źródło: https://www.flickr.com/photos/lsphotos/503779173; licencja: CC BY-NC-SA 2.0
W poniedziałek rano pojechaliśmy pociągiem do Berlina (a właściwie to dwoma pociągami, bo musieliśmy się przesiąść w Angermünde). Była to moja druga wizyta w Niemczech – pierwszą był wyjazd do Celle w liceum. Tutaj mała ciekawostka: część Niemiec przy wschodniej granicy wizualnie niemal niczym nie różni się od Polski. Na początku skorzystaliśmy z berlińskiego metra, które składa się z oszałamiającej wręcz liczby trzech stacji (korekta: z trzech stacji składa się tylko linia U55. Cała sieć berlińskiego metra jest dużo większa i składa się ze 173 stacji). Potem zwiedzaliśmy takie miejsca jak Brama Brandenburska czy salon Mercedesa gdzie można kupić Mercedesa klasy S za jedyne 132 113 euro (w momencie pisania tego postu będzie to 786 rent socjalnych z hakiem 😛). Berlin nawet mi się podoba. Można tu częściej niż w Polsce spotkać ludzi innych mniejszości etnicznych – czasem zobaczyliśmy jakichś Azjatów, a trochę rzadziej ludzi ciemnoskórych. Ciekawym elementem są charakterystyczne ludziki na sygnalizacjach świetlnych dla pieszych (widoczne na fotce wyżej). Znane są one jako Ampelmännchen. Istnieje nawet poświęcona im marka AMPELMANN.
Po skończonym zwiedzaniu wróciliśmy pociągiem z Berlina do Szczecina (tym razem bez przesiadek). Potem, już wieczorem, ruszyliśmy do domu. Podróż w drugą stronę aż tak się nie dłużyła. Do domu dotarliśmy po pierwszej w nocy. Byłem trochę zmęczony, ale zadowolony. Szkoda, że tego typu wyjazdy nie trafiają mi się częściej.