Smugi chemiczne

Kadr z serialu „Simpsonowie”. Przedstawia dłoń trzymającą skrawek gazety z nagłówkiem „Old man yells at cloud” i zdjęciem krzyczącego starszego mężczyzny z zaciśniętą pięścią uniesioną w stronę chmury.

Coś mnie ostatnio ciągnie do teorii spiskowych. Jedną z ciekawszych jest przekonanie, że smugi kondensacyjne pozostawiane przez lecące samoloty to tak naprawdę jakaś śmiertelna trucizna (albo gorzej – szczepionka 😛), która jest celowo rozpylana aby nas wszystkich wytłuc, uczynić bezpłodnymi albo zmienić w jakieś żółwie ninja. Dziś chciałbym wymienić w punktach dlaczego to kompletna bzdura:

  • Jeśli samoloty transportują jakąś truciznę, załoga samolotu powinna chyba korzystać z jakiejś odzieży ochronnej (np. z masek przeciwgazowych), a jakoś nie widuję pilotów, stewardes ani pracowników technicznych ubranych tak jakby pracowali w jakiejś fabryce gdzie istnieje ryzyko skażenia. Szczególnie trucie pilotów jest co najmniej nierozsądne, gdyż oni powinni się dobrze czuć – gdyby coś im się stało (na przykład straciliby przytomność), groziłoby to kraksą, a więc śmiercią setek ludzi i ogromnymi zniszczeniami (zwłaszcza gdyby samolot rozbiłby się gdzieś w centrum miasta), a tego rządy raczej by nie chciały.
  • Jako dowód na istnienie smug chemicznych teoretycy spiskowi czasami podają zdjęcia podejrzenie wyglądających zbiorników wewnątrz samolotu (na przykład takie). Każdy kto ma pojęcie o lotnictwie jest w stanie wyjaśnić, że są to zbiorniki do lotów doświadczalnych – między tymi zbiornikami pompowana jest woda aby sprawdzić jak samolot zachowuje się pod zmieniającym się obciążeniem. Należałoby jeszcze dodać, że jeszcze nie widziałem zdjęcia na którym ludzie pracujący przy tych zbiornikach noszą odzież ochronną (patrz punkt wyżej). Czasami zbiorniki faktycznie służą do rozpylania substancji – zwykle do opryskiwania upraw albo gaszenia pożarów.
  • Teoretycy spiskowi nie mają pojęcia o lotnictwie, liczą na to, że my nie mamy pojęcia o lotnictwie albo jedno i drugie. Zaznaczają więc na zdjęciach zewnętrzne przyrządy pomiarowe lub podobne urządzenia, twierdząc, że są to dysze do rozpylania substancji albo przerabiają zdjęcia różnych przełączników w kokpicie (na przykład wstawiając napis „chemtrails” przy przełączniku do podnoszenia i opuszczania podwozia). Problem podrobionych zdjęć zwykle można łatwo załatwić przez proste odwrotne wyszukiwanie grafiki (choćby przez wyszukiwarkę zdjęć Google). W sieci można też spotkać zdjęcia komputerów pokładowych z napisami świadczącymi o rozpylaniu substancji. Oczywiście teoretycy spiskowi są gotowi wykorzystać je jako dowód na istnienie smug chemicznych, ignorując przy tym napis „FREETEXT”, czyli tryb umożliwiający wprowadzenie dowolnego tekstu. Jest to system ACARS – dociekliwi mogą sobie poczytać więcej w Internecie.
  • Jeśli rządy faktycznie miałyby celowo rozpylać z samolotów jakieś paskudne substancje, z całą pewnością byłyby one podatne na podmuchy wiatru. Krótko mówiąc, samoloty raczej nie są w stanie „zatruć” obszaru dokładnie pod nimi.
  • Samoloty nie są tanie, a latanie nimi i ich utrzymanie też kosztuje. Szkolenie pilotów to także czas i pieniądze. Dużo tańszym i prostszym sposobem na depopulację naszej planety byłoby po prostu dodanie trucizn do zasobów wody pitnej, choć pewnie znajdą się tacy, którzy powiedzą, że rządy już to robią. 😛
  • Na koniec powiem dlaczego smugi chemiczne i inne teorie spiskowe polegające na ludobójstwie nie mają sensu – rządy utrzymują się z naszych podatków, a od martwego raczej trudno wyciągnąć pieniądze.

No dobra. Szczepionki były. Smugi chemiczne były. Co teraz? Homeopatia? A może ludzie, którzy w XXI wieku wierzą, że Ziemia jest płaska? 🙂