Jak wytwórnie filmowe zachęcają do piractwa

Nie jestem zwolennikiem piractwa, ale wytwórnie filmowe wręcz zdają się zachęcać do piracenia ich filmów. W jaki sposób? Powiedzmy, że ktoś ściągnął film z Internetu i nagrał go na DVD. Procedura obejrzenia filmu wygląda tak:

  1. Włóż płytę do napędu.
  2. Obejrzyj film.

Jeśli jednak postąpimy uczciwie i kupimy/wypożyczymy film, procedura jest nieco bardziej skomplikowana:

  1. Włóż płytę do napędu.
  2. Przeczytaj informację o prawach autorskich.
  3. Obejrzyj zwiastun, którego nie da się pominąć (ale być może da się go przewinąć. Jeśli masz szczęście).
  4. Obejrzyj kolejny zwiastun, którego nie da się pominąć, choćbyś oglądał ten film już piąty raz.
  5. I jeszcze jeden.
  6. Obejrzyj jedną lub więcej reklam. Nie, ich też nie da się pominąć.
  7. Ujrzyj wreszcie menu (możliwe, że już nie jesteś pewien czy jeszcze chcesz obejrzeć ten film).
  8. Wybierz opcję „Play”.
  9. Przeczytaj kolejną informację o prawach autorskich (nosz kur… Przecież zapłaciłem za ten film!!!).
  10. I jeszcze jedną (jeśli wytwórnia była aż tak nadgorliwa).
  11. Obejrzyj loga producentów (do tego czasu pewnie już zjadłeś cały popcorn i wygazowała Ci się cola).
  12. Obejrzyj film lub stwierdź, że masz dosyć.

I wszystko jasne.

Kolejną sprawą są zabezpieczenia przed kopiowaniem, które dotyczą nie tylko filmów, ale także muzyki i oprogramowania komputerowego, w tym gier. W teorii mają one zwalczać piractwo. W teorii. W praktyce jednak takie zabezpieczenia doprowadzają płacących klientów do furii, podczas gdy piraci najzwyczajniej w świecie je obchodzą. Uczciwi ludzie robią kopie zapasowe materiałów cyfrowych aby zapobiec ich utracie (wiadomo przecież, że płyty, dyski twarde i inne nośniki nie są niezniszczalne i mają ograniczoną trwałość). Jeśli zabezpieczenia wejdą nam w drogę, a nasza płyta z ulubioną grą lub muzyką ulegnie uszkodzeniu, musimy ją kupić jeszcze raz. Kto lubi wydawać na coś pieniądze dwa razy? Na pewno nie ja. W przypadku gier komputerowych niestety zdarzają się takie absurdy jak gry jednoosobowe wymagające połączenia z Internetem. Innym ciekawym przykładem są gry Ubisoftu i jego znienawidzona platforma Uplay, która przy pierwszym uruchomieniu aktualizuje się milion razy, a z jej stabilnością bywa różnie. Najzabawniej jest z grami Ubisoftu na Steamie – po uruchomieniu gry na platformie Steam otwiera się Uplay, który następnie uruchamia grę przez Steama. Normalnie śmiać mi się chce. Na szczęście istnieją twórcy wydający swoje dzieła bez irytujących zabezpieczeń oraz strony takie jak GOG.com. Cieszy mnie to, że niektórym zależy na klientach, a nie tylko na kasie.