„Trudne sprawy” a polskie przepisy

Zastanawiam się skąd scenarzyści „Trudnych spraw” biorą informacje o obowiązujących przepisach. We wczorajszym odcinku matka próbowała zgłosić na policji zaginięcie córki. Cytuję wypowiedź policjanta:

Rozumiem pani zdenerwowanie, ale niestety nie możemy pani teraz pomóc. Muszą upłynąć przynajmniej 24 godziny abyśmy mogli rozpocząć poszukiwania.

Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura. Nie ma i nigdy nie było przepisu, który mówi, że poszukiwanie zaginionej osoby można rozpocząć dopiero po 24 czy 48 godzinach. Ktoś tu chyba ogląda za dużo hollywoodzkich filmów. Ciekawscy mogą obejrzeć ten odcinek tutaj.

Innym ciekawym przykładem są odcinki typu „wiejskie plotki”, w których cała wieś przestaje odzywać się do rodziny, która rzekomo zrobiła coś strasznego. W tego typu odcinkach panie sprzedawczynie z różnych powodów nie sprzedają szynki niesłusznie oskarżonej rodzinie (bo na przykład ktoś już ją zamówił), ale innym sprzedają tę szynkę bez żadnego problemu albo oznajmiają, że „złodziejom nie sprzedaję”. Według artykułu 135 kodeksu wykroczeń za takie fochy wobec klientów grozi grzywna.

Art. 135. Kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny.

Tak więc, gratuluję scenarzystom „Trudnych spraw” wybitnej (nie)znajomości polskich przepisów.