Recenzja aparatu fotograficznego Canon PowerShot G7 X

Canon PowerShot G7 X to aparat fotograficzny z gatunku zaawansowanych kompaktów o dużej, 1-calowej matrycy i szerokiej przysłonie 1,8, stanowiący konkurencję dla serii urządzeń RX100 od Sony. Według wysoce dokładnego urządzenia pomiarowego znanego jako elektroniczna waga kuchenna urządzenie z baterią i kartą pamięci waży 176 g. Dla mnie to jak najbardziej zaleta, bo lubię jak sprzęt jest wyczuwalny w dłoni. Aparat jest wykonany bardzo dobrze. Spora jego część jest chropowata, co zapewne ma poprawiać chwyt, ale sprawia, że z bliska aparat wygląda jakby był ochlapany jakąś cieczą, co według mnie nadaje mu ciekawego wyglądu.

Budowa

Z przodu urządzenia znajdziemy oczywiście obiektyw i diodę, która doświetla obraz aby pomóc w ustawieniu ostrości. Obiektyw jest wyposażony w obrotowy pierścień służący do regulowania różnych ustawień. Pierścień ten posiada jednak jedną istotną wadę – jego obracaniu towarzyszy słyszalne klikanie.

Na tylnej ściance umieszczono gumowane oparcie na kciuk, przyciski funkcyjne wraz z kolejnym obrotowym pierścieniem i 3-calowy ekran LCD. Telewizorek ten oprócz dobrych kątów widzenia posiada dwie cechy o których warto wspomnieć. Po pierwsze, jest dotykowy – można po nim smyrać palcem aby łatwo ustawić na jakim obiekcie aparat ma ustawić ostrość i poruszać się po menu. Po drugie, jest odchylany – można go obrócić o 180 stopni, dzięki czemu aparat nieźle nadaje się do strzelania selfiaków. Wizjera niestety nie ma.

Na górze aparatu mamy chowaną lampę błyskową, głośnik, stereofoniczny mikrofon, przycisk zasilania, spust migawki z przełącznikiem do regulowania zoomu i dwa pokrętła – wewnętrzne do wyboru trybu pracy i zewnętrzne do korekty ekspozycji (w zakresie od -3 do +3).

Po lewej stronie znajduje się jedynie przełącznik wysuwający lampę błyskową i jeden z dwóch zaczepów na pasek.

Na dole znajdziemy moduł NFC (do którego można przyłożyć smartfona aby pobrać aplikację do obsługi aparatu), gwint statywowy i klapkę pod baterię i kartę pamięci.

Z prawej strony aparatu mamy przycisk uruchamiający moduł Wi-Fi do połączenia aparatu ze smartfonem, zaślepkę pod którą znajdziemy porty Mini USB i Micro HDMI oraz drugi zaczep na pasek.

Funkcje

Jak każdy dobry zaawansowany aparat, G7 X posiada tryby manualne oraz możliwość ręcznego ostrzenia i zapisywania zdjęć w formacie RAW. Przysłonę można regulować w zakresie od 1,8 do 11, ISO w zakresie od 125 do 12800, a czas otwarcia migawki w zakresie od 1/2000 sekundy do 15 sekund w trybie preselekcji czasu lub aż 250 sekund w pełnym trybie manualnym.

Rozdzielczość matrycy wynosi 20,2 megapiksela. Niestety nie ma możliwości bezpośredniego wyboru rozdzielczości zdjęcia – zmienić można rozmiar i proporcje (do wyboru mamy 16:9, 3:2, 4:3, 1:1 i 4:5). Dostępne rozdzielczości filmów to VGA (640×480), 720p i 1080p. Aparat kręci filmy z prędkością 30 kl./s, a dla 1080p dostępna jest także prędkość 60 kl./s. Nie ma możliwości kręcenia filmów slow motion, ale nie można mieć wszystkiego. Bardzo fajnym bajerem jest tryb manualny podczas kręcenia filmów dzięki któremu możemy bawić się przysłoną, ISO (które w tym trybie jest ograniczone do 3200) i czasem otwarcia migawki, a także zablokować ekspozycję nawet podczas nagrywania. Niestety w tym trybie albo nie ma możliwości ręcznego ostrzenia albo nie wiem jak to działa – według instrukcji w tym trybie opcja MF służy do blokowania ostrości. Pozostaje jedynie autofokus i dotykanie na ekranie na czym chcemy ostrzyć.

Aparat jest wyposażony w 4,2-krotny zoom optyczny, który można podwoić do 8,4 dzięki ZoomPlus (tak Canon nazywa zoom cyfrowy przy którym jeszcze nie wyłażą piksele). Może to niedużo, ale takie powiększenie powinno wystarczyć do zastosowań amatorskich. Poza tym za duży zoom płaci się gorszą jakością obrazu. Wadą może być fakt, że podczas kręcenia filmów zoom pracuje, że tak powiem, oszczędnie (niczym Gruby z Team Fortress 2). Nieco szybciej (ale też trochę powoli) trwa ostrzenie obrazu. Na pochwałę zasługuje za to czas uruchomienia aparatu – trwa to mniej niż sekundę.

Jakość zdjęć i filmów

Powiem krótko – jest bardzo dobrze (po cenie tego aparatu trudno się dziwić). Niektórzy nawet twierdzą, że ten aparat robi zdjęcia o jakości porównywalnej z lustrzanką. Zresztą zobaczcie sobie przykładowe fotki (wszystkie robione w trybie auto):

No i oczywiście przykładowy film:

Łączność ze smartfonem

Jeśli czytaliście uważnie, wiecie już, że ten aparat potrafi się łączyć się ze smartfonem przez Wi-Fi. Możliwe jest utworzenie hotspotu przez sam aparat lub połączenie się przez istniejącą już sieć. Nie byłem w stanie połączyć się z aparatem bezpośrednio i musiałem skorzystać ze swojej domowej sieci Wi-Fi. Przy pomocy odpowiedniej aplikacji możemy zgrać zdjęcia i filmy z aparatu na telefon (należy przy tym zaznaczyć, że aplikacja zmniejsza przy tym rozdzielczość, co można wyłączyć dla zdjęć, ale niestety nie dla filmów) oraz zdalnie sterować aparatem. Aparat nie ma wbudowanego modułu GPS, ale aplikacja umożliwia także geotagowanie zdjęć z użyciem modułu GPS w telefonie.

Bateria

W recenzji kamerki Overmax Activecam 3.3 pisałem, że nie ma dedykowanej ładowarki i że baterię trzeba ładować bezpośrednio w urządzeniu. W przypadku aparatu G7 X jest odwrotnie – jest dedykowana ładowarka, ale nie można ładować baterii w urządzeniu. Według producenta bateria na jednym ładowaniu wystarczy na wykonanie około 210 zdjęć. Mnie aparat rozładował się szybciej, ale było to pierwsze ładowanie i nie bawiłem się opcjami takimi jak jasność ekranu. Mimo to 210 zdjęć to nie jest jakiś specjalnie niesamowity wynik, więc zakup dodatkowej baterii nie będzie złym pomysłem.

Podsumowanie

Aparat Canon PowerShot G7 X można kupić za około 2100 zł lub nieco mniej jeśli się dobrze poszuka. Nie jest to tani sprzęt, ale z pewnością jest warty swojej ceny. Choć aparat ten nie jest bez wad (ale w sumie co jest?), ogólnie jestem z niego bardzo zadowolony. G7 X świetnie się nada zarówno do amatorskiego cykania jak i do nieco bardziej profesjonalnych zastosowań jako alternatywa dla ciężkiej lustrzanki. Polecam.